niedziela, 4 sierpnia 2013

Muzyczne wyznania część 1


Tralalala

Ostrzeżenie: Wpis nie erpegowy i mało nerdowski.

Gdy mały trikuś, prosto z przedszkola zasuwał do ogniska muzycznego, w rączce ciążył mu futerał skrywający skrzypce "ćwiartki". Gdy jako czterolatek wiedział już co to kalafonia, lutnik i kiedy urodził się Wieniawski, nie miał możliwości, żeby sobie wyobrazić jak muzyka będzie ważna na przestrzeni kolejnych lat.

Po latach żałuję, że instrumenty kurzą się gdzieś na szafie w rodzinnym domu. Wiem, że nie dla mnie sale koncertowe, po prostu byłem średnim muzykiem. Natomiast samo wykształcenie wyrobiło we nie chęć poszukiwania "tego" czynnika w muzyce. Kiedyś myślałem, że to oryginalność, dziś po prostu nazywam to "tym czymś".


Staram się by muzyka była obecna na każdym kroku: w tramwaju, pociągu, autobusie, w poczekalni przychodni, wszędzie. Niejeden nerdospęd rozpoczyna się od uruchomienia youtuba, bo w czasie kiedy się chłodzi [przypominam idealna temperatura alkoholu białego to 4 stopnie Celsjusza], to puszczę Ci coś fajnego.... np:


Później, w miarę chłodzenia kolejnych cieczy,  przychodzi czas na: a pamiętasz to!? Ale teledysk... Dawaj myszkę i youtuba! No i często jeszcze później przychodzi czas żenady. Hity z dzieciństwa. Drodzy czytelnicy, ta część imprezy jest szczególnie niebezpieczna, gdy są goście pamiętający muzykę lat 80 i wczesnych 90. Micheal Jackson, Queen to granice rozsądku, ale te często są łamane. Nic w waszym życiu nie będzie takie same, gdy zobaczycie i usłyszycie ryk puszystych trzydziesto khem khem paru latków, wydzierających się: itso final katdałn czy taaaajke on miiii. Dobiciem do krzyża cierpień będzie oczywiście Czesiu.

Dzisiejszy wpis jest o zespołach, które wpłynęły mocno na mnie, jak i na mój gust muzyczny. Wpis jest mocno niesprawiedliwy, bo zabraknie tu wielu kapel, ba zdarzyć mi się może nawet nie wymienić jakiegoś zespołu ważnego dla mnie, po prostu starałem odnaleźć w pamięci protoplastę danego gatunku muzycznego, czy zespołu od którego zacząłem poszukiwania w tak zwanym zakresie gatunkowym. 

Zapraszam do podróży po dźwiękach i dzielenia się swoimi zespołami milowymi w komentarzach.

Tool - najważniejsza dla mnie kapela. Mieszanka hipnotycznego wokalu Maynarda Jamesa Keenana, progresywnego metalu, głębokich rifów gitarowych i niesamowitej perkusji Danny’ego Careya. Genialna płyta Aenima, świetna Lateralus - mogę ich słuchać w nieskończoność. Najlepszy podkład gdy przygotowuje się do sesji, ale Tool działa też na mnie terapeutycznie.

Kawałek Push it - "utwór kwintesencja" płyty Aenima ma dla mnie szczególne znaczenie.

Zdaje sobie sprawę, że nie jest to łatwa muzyka, a teksty Maynarda wcale nie ułatwiają odbioru. Płyty - to jedna całość, mimo podzielenia na utwory - to niezwykła muzyczna podróż, do której Was zapraszam.
 
Z Toolem jest tak, że albo go się kocha, albo nienawidzi. Dla mnie Band nr 1 - od 1995 roku, od premiery Aenimy.


Powiązania: dzięki Toolowi, zainteresowałem się całą działalnością Maynarda: Puscifer, A Perfect Circle, projektem Tapeworm, ale również sięgnąłem po takie zespoły jak Rishloo, czy innych przedstawicieli progresywnego grania: Porcupine Tree, Deftons i wielu innych. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że to właśnie wśród progresywnego metalu i rocka szukam najczęściej nowych brzmień i kapel.



Massive Attack - Trip Hop, Slow Tempo, Bristol Sound - to kop który również otrzymałem w drugiej połowie lat 90. Pewnie wielu z was teraz rozjaśnia się skąd moja ksywa triki (spolszczenie Tricky). Wybrałem Massive Attack jako przedstawiciela, bo rzeczywiście to płyna Blue Lines rozkochała mnie w muzyce z Bristolu. Później przyszło: niesamowita Beth Gibons z Portishead, Tricky z absolutnie genialną płytą Angel with Dirty Faces.

Tu też ciekawe obserwacja, że pionierzy tej muzyki mocno i szybko zaczęli odchodzić od estetyki, którą sami stworzyli. Trip Hop mocno ewoluuje, praktycznie z każdą nową płytą karmi nasz nowymi brzmieniami.

Dziękuję Bristolowi za wspomniane wyżej zespoły, ale też za tych wykonawców, którzy podchwycili bakcyla: DJ Shadow, Archive (zakurczasta ostatnia płyta With Us Until You're Dead), Morcheba, Lamb...


Nine Inch Nails  - ja chyba dość nietypowo zakochałem się w industrialu. Bo o ile zespół NIN, to ikona gatunku, to już płyta The Fragile jest często pomijana. Uwielbiam bezkompromisowość Reznora, surowość dźwięków i wyznania podmiotu lirycznego:
I want to fuck you like an animal.
Płyty NIN oceniam różnie i nie licząc Ghost I-IV słucham regularnie. Słabiej oceniam projekty poboczne Trenta. Czasami włączę inne zespoły z gatunku: Black Light Burns, Deform, jaram się też większością projektów Dannego Lohnera.


Beasty Boys - wybrać trzech białych Żydów z New Yorku, jako przedstawicieli Hip-Hopu, może skończyć się kosą na kwadracie. Ale, hej, nie było lepszych w tej kategorii. Przyglądając się temu co się dzieje z gatunkiem - śmiem twierdzić, że nie będzie.

Słychać multiinstrumentalizm wykonawców. Polecam Wam The In Sound From Way Out - kompilacje zawierającą instrumentalne kawałki zespołu.

No i pytanie na koniec, czy ktoś kiedyś zrobił, zrobi lepszy teledysk?:


Wszystkie Wschody Słońca - długo zastanawiałem się nad wyborem przedstawiciela z gatunku DUB. Nie pamiętam, czy wszystko zaczęło się od WWS czy może od Zion Train. Ale z racji, że Wschody są nasze, polskie, to oni posłużą za ikonę gatunku. Muzyka Reggae jest fajna, tylko męcząca na dłuższą metę. W sensie nudna pod względem frazy muzycznej. Dubowi zdarza się łamać utarte jamajskie schematy, a kolejnym elementem dla którego wybrałem WWS jest niesamowity akordeon. Nie mogę oczywiście nie wspomnieć choćby o Mad Professor, choćby na remiks płyty wspomnianego wyżej Massive Attack.

Jah rasta! Peace to you all, yo!



Zielone Żabki - nie skrzywdzić kogoś w gatunku Punk, było mi bardzo ciężko. Długo dumałem, od kogo rozpoczęła się podróż w rytmie OI OI, Dziś śmiem twierdzić, że od lokalnego zespołu Zielone Żabki, choć po głowie chodzi mi jeszcze Sedes. 

Kurcze, Punk to moja młodość, szczególnie jeżeli chodzi o cześć koncertową. Patrząc się na siebie dziś, wiele przekonań, wiele haseł z tej muzyki ukształtowało mnie takiego jakim jestem.

Pomimo tego, że ciężko doszukać się jakieś finezji w tym graniu, na długi czas w moim walkmanie gościły kasety takich wykonawców jak: Piżama Porno (Złodzieje zapalniczek), Kult, Blade Loki, Brygada Kryzys, Siekiera...


Na dziś to tyle. W następnym odcinku przeciągnę Was przez elektroniczne dźwięki Orbital, przypomnimy sobie stary dobry Grunge (Nirvana), postaram się by nie zabrakło klasyki Jazz (Miles Davis), no sprawdzimy co rozkochało mnie w różnych gatunkach Metalu.

Do następnego.



1 komentarz:

  1. Siłą rzeczy innej muzyki słuchaliśmy w podstawówce :) Dla mnie pierwsze świadome wybory muzyczne to Marillion, czy Depeche Mode, kawałek czasu później, ale za to znacznie mocniej wskoczył The Cure, czy Bauhaus. Muzyka metalowa zawsze wydawała mi się dość prosta. Z kolei z punkiem skojarzenia miałem dość jasne - jak nie umiesz grać, a chcesz "wyrażać się przez muzykę" to załóż kapelę punkową :) Jasne są wyjątki, ale bardziej biorą się z tego, że jak ktoś stara się coś robić przez 20 lat, to w końcu się nauczy.
    Tak czy siak, człowiek dojrzewając muzycznie otwiera się na bardzo wiele rzeczy, a ucieka od szufladkowania i katalogowania. Jest muzyka dobra i reszta.

    OdpowiedzUsuń